24 stycznia wspominany jest św. Franciszek Salezy, biskup. Urodził się w 1567 roku na zamku w Thorens w Sabaudii. Kiedy się urodził jako pierworodny, jego ojciec miał 45 lat, a matka niespełna 15. Ojciec był uobecnieniem przeszłości, był to możny i wpływowy szlachcic, cechował się otwartym umysłem – zapewnił synowi gruntowne wykształcenie – był wzorowym chrześcijaninem, jego wiara była oparta na zdrowych i mocnych korzeniach wiary ojców, (w tym czasie w Niemczech i we Francji rozszerzał się luteranizm i kalwinizm), żartował, że nie może wyznawać wiary, która jest starsza od niego tylko 12 lat. Z kalwinami potrafił żyć na stopie pokojowej, był im życzliwy, ale stanowczo odmówił księciu kalwińskiemu wypożyczenia swego zamku, (który byłby dogodną bazą w walkach z chrześcijanami). Jego matka – matka 13 dzieci, a także pani domu zarządzająca liczną „familią” domowników i sług troskliwie dbała o ich potrzeby materialne i duchowe, osobiście uczyła dzieci katechizmu, zawsze z niewyczerpaną cierpliwością odpowiadała na wszelkie pytania. Dla Franciszka to ona była uosobieniem, prototypem świętej osoby świeckiej. Prawdopodobnie wspominał matkę gdy pisał, że niewiasta według serca Bożego powinna praktykując cnoty drobne i pokorne: „które jak kwiaty rosną u stóp krzyża: posługiwanie ubogim, odwiedzanie chorych, dbałość o własną rodzinę oraz pożyteczną pracowitość (...) w zależności od (...) powołania dokonywać rzeczy wielkich i wzniosłych”. Ta młodziutka Pani „uległa względem męża, słodka dla podwładnych, a dla wszystkich uprzejma” potrafiła przeciwstawić się woli męża, spokojnie, ale nieustępliwie, by wspomagać syna w trudnej walce o wzrost Królestwa Bożego.

           

W szóstym roku życia rozpoczął naukę w pobliskim miasteczku La Roche, pod opieką ks. Deage, który towarzyszył mu w czasie całej edukacji. Pierwszym etapem nauki było nie tylko przyswojenie sobie podstaw, ale także nauka niezmąconej, uśmiechniętej cierpliwości, to zawdzięczał owemu kapłanowi o dość ciasnym umyśle, który z nadgorliwą służbistością przestrzegał wszystkich poleceń ojca, dotyczących nauki Franciszka, a jego Podopieczny usposobienie miał dość porywcze. Po zakończeniu nauki w La Roche i Annency w 1582 roku Franciszek wraz z opiekunem wyjechał na studia do Paryża. Studiował na Sorbonie. Mimo iż atmosfera walk i sporów religijnych nie sprzyjała nauce, studiował pilnie: łacinę, grekę, retorykę i filozofię, pobierał też naukę fechtunku, tańca i jazdy konnej– zgodnie z poleceniem ojca; a „teologię, studiował, dla własnej przyjemności”. Nauka teologii nie cieszyła opiekuna. Także zgodnie z poleceniami ojca bywał w wytwornym towarzystwie, zwłaszcza na dworze księcia de Mercoeur. Wtedy dojrzewały pewne tęsknoty i plany dotyczące życia duchowego, początkiem ich realizacji był ślub czystości złożony przed obrazem Matki Bożej. W trudnych chwilach odmawiał modlitwę „Pomnij o Przenajświętsza.” przed ołtarzem Matki Bożej. Już wtedy uświadomił sobie, że prawdziwa pobożność nie może być ostentacyjna.

           

Po 6 latach studiów w Paryżu z powodu zamieszek politycznych na tle religijnym, a być może też z tego powodu, że opiekunowi zbytnio już ciążyła odpowiedzialność za Podopiecznego stosującego się wprawdzie do wszystkich nakazów, a równocześnie wymykającego się spod jego kurateli wrócili do domu rodzinnego. Niedługo Franciszek cieszył się wspólnym przebywaniem z matką, a opiekun zwolnieniem z obowiązków, gdyż wkrótce zostali wysłani przez ojca do Padwy, by Franciszek mógł ukończyć studia prawnicze, jako że ojciec przygotowywał mu karierę prawnika, senatora i dostojnika państwowego.

           

Padwa jako miasto uniwersyteckie wolna była od zamieszek religijnych czy politycznych, ale ówcześni studenci często wszczynali uliczne burdy, oddawali się rozpuście, i napadali, często celem ich napadów były świeżo pochowane zwłoki, - potrzebne studentom medycyny do ćwiczeń w prosektorium. Tam Franciszek miał okazję, w obronie własnej, skorzystać z nauki władania szpadą. Doświadczenie powszechnego wyuzdania było inspiracją do umartwień, postów, nocnych czuwań, modlitw, co w dalszej kolejności spowodowało poważną chorobę, z której lekarze nie widzieli szans wyzdrowienia. Wtedy zrozpaczonemu Księdzu Opiekunowi, gdy zapytał go, o to jaka jest jego ostatnia wola, polecił, by po śmierci: „oddał natychmiast jego zwłoki do prosektorium, do użytku medyków i chirurgów”. To jego polecenie, przysparzające niemałego kłopotu Księdzu, nie zostało spełnione – wyzdrowiał, i odtąd był nieubłaganym przeciwnikiem wszelkiego braku umiaru, szczególnie w praktykach ascetycznych. W 1591 roku, gdy miał 24 lata, otrzymał stopień doktora praw. Na życzenie ojca, dalej z opiekunem, pojechał w podróż do Italii. Po roku już na zawsze wrócił w rodzinne strony. Ojciec miał przygotowane plany kariery, którą miał zrealizować Syn. A Syn, który bardzo serdecznie kochał ojca, sprzeciwił się tym planom, by zrealizować swoje. Zrezygnował z małżeństwa i kariery prawnika, a podjął starania o możliwość uzyskania święceń kapłańskich. Nie znalazł sojusznika w swoim Opiekunie - Kapłanie. Zawsze życzliwa była mu matka, a konkretną pomoc otrzymał ze strony brata stryjecznego, kanonika Ludwika de Sales. Jakąś osłodą ojcowskiego bólu miała być obietnica Ludwika, wystarania się o wysokie stanowisko kościelne, czemu sprzeciwiał się Franciszek. Po wielu perypetiach w pewnym wiejskim kościółku przyjął sutannę i powiedział wtedy uroczyście, że „wdziewa habit św. Piotra”. Jako że nie istniały jeszcze seminaria duchowne sam przygotowywał się do przyjęcia święceń kapłańskich w czasie miesięcznych rekolekcji. W wieku 26 lat, 18 grudnia1593 roku otrzymał święcenia kapłańskie.

           

Pierwsze kazanie jakie miał wygłosić z polecenia Ks. Biskupa Granier, poprzedzone było wielką tremą i wielką modlitwą. Ujął słuchaczy mową prostą, serdeczną, żarliwą. Ogłosił swój plan duszpasterski: „Zdobyć Genewę” (Genewa była całkowicie opanowana przez wyznawców kalwinizmu). Sposobem zdobycia miało być przecięcie akweduktu zasilającego herezję, tą złą wodą było: zeświecczone duchowieństwo, katolicy dla których ewangeliczne nakazy stały się martwą literą, upadek moralności i zanik żywej wiary. Taka była inauguracja jego posługi kaznodziejskiej, w czasie której spotykał się z różnymi trudnościami, ze strony ojca bodaj najwcześniej. Posługę duszpasterską rozpoczął wraz ze swoim krewnym ks. Ludwikiem de Sales w Sabaudii. Była to posługa bardzo trudna i ze względu na położenie geograficzne, często chodzili do ludzi mieszkających w górach, biedę, brak zrozumienia, zakaz chodzenia na jego nauki wydany przez władze miejskie mieszkańcom miasta, oraz pomówienia, oszczerstwa kierowane pod ich adresem. Jego misja była do tego stopnia niebezpieczna, że czyhano na jego życie z bronią w ręku. Z powodu biedy po pewnym czasie Ludwik de Sales zrezygnował z tej współpracy. Gdyby nie to, że troskliwa matka po kryjomu przysyłała przez sługę pieniądze i bieliznę zostałby zupełnie sam. Po pół roku bezskutecznych prób głoszenia słowa Bożego postanowił pisać. W tym czasie powstały „Kontrowersje”. Były czytane i spowodowały, że wyznawcy kalwinizmu przychodzili do niego wieczorami na rozmowy. Prześladowania i nastawanie na jego życie nie ustały, kiedy z powodu zwiększającej się liczby nawróceń poprosił o kapłanów do współpracy – ci pisali na niego fałszywe oskarżenia. Mimo to, po latach mógł cieszyć się owocami swojej niestrudzonej pracy – mieszkańcy miasteczka Chablais niegdyś kalwiniści –wrócili do chrześcijaństwa. Do papieża Klemensa VIII dotarła wiadomość o młodym misjonarzu, który osiągnął takie zwycięstwo dzięki modlitwie, miłości i wytrwałej pracy, wraz z pismem pochwalnym otrzymał polecenie, by spotkał się ze starym już wodzem Reformacji Teodorem de Beze i postarał się go nawrócić. Po kilku próbach, mógł wybrać się w podróż, dopiero po Wielkanocy 1597 roku. Zatrzymał się w przydrożnej gospodzie. „Nie ma bezpośrednich relacji z rozmowy, czy rozmów. Być może najbliższą prawdy jest relacja biskupa Juliana, który zanotował: „Rozmowy nie dały wyniku, ale obu tym ludziom, jednakowo uczonym i kulturalnym pozostawiły uczucie wzajemnego szacunku i głębokiego żalu”. Wieczorem w tejże gospodzie spotkał się z służącą Hiacyntą Coste – jedną z pierwszych założycielek Zakonu Nawiedzenia. Po spełnieniu tej misji został pomocnikiem Biskupa Granier, - (nie było mu łatwo przyjąć nowej posługi, uczynił to upewniwszy się, że taka jest wola Boża) - a ten wysłał go z misją do Rzymu. Jej celem było uregulowanie pewnych spraw kościelnych natury administracyjno-organizacyjnej, a nawet prawnej. Rok po powrocie z Rzymu umarł jego ojciec - Franciszek przygotował go na drogę do wieczności.

           

Do końca życia Franciszkowi towarzyszyły trudności natury politycznej związane z ówczesną sytuacją polityczno-społeczną tamtych terenów. Brał w nich czynny udział. Gdy wyjechał z misją polityczną do Paryża, wykorzystał też tą okazję do głoszenia słowa Bożego w Wielkim Poście w 1602 roku w salonach królewskich. Różnił się od innych kaznodziejów. Sam tak napisał o sobie: „Przekonałem się wtedy, że kto przemawia z miłością, najskuteczniej przemawia przeciw heretykom, choćby nawet ani słowem nie odpierał ich błędów.” Owocem jego kazań były także nawrócenia. Spotykał się w Paryżu z wielkimi osobistościami tamtego czasu, a nawet samym królem Henrykiem IV i jego dworem. Wtedy też zapoznał się z duchowością św. Teresy od Jezusa. W tamtym okresie dał wyraz swojemu zatroskaniu o formację kobiet. Mimo różnych trudności jego misja osiągnęła skutek: król Henryk IV nakazał posłanie do parafii w okręgu Gex kapłanów wzorowych, miłujących pokój, zdolnych nauczać lud. Gdy wracał do Annecy otrzymał wiadomość o tym, że zmarł biskup Granier. Został biskupem genewskim, tak pisał o tym wydarzeniu: „Bóg wtedy odebrał mnie sobie, a wziął mnie dla siebie, by potem dać mnie swemu ludowi”. 14 grudnia 1602 roku w Annecy odbył się ingres nowego biskupa – miał 35 lat. Mieszkał bardzo ubogo. Czas na modlitwę i rozmyślania powoli kurczył się z powodu zwiększającej się służby z miłości do drugiego człowieka, której oddawał się bez reszty. Dużo troski i trudu wkładał w to, by powstało seminarium kształcące kapłanów. Ponieważ jego plany z tym związane nie powiodły się, osobiście przyjmował i egzaminował kandydatów do święceń. Brak odpowiednich przymiotów, lub spodziewane korzyści materialne nieodwołalnie dyskwalifikowały kandydata. Obecnym kapłanom ciągle przypominał obowiązek kształcenia się. Jego troska o formację obejmowała także wiernych. By zaradzić tej potrzebie początkowo sam wykładał katechizm w katedrze, a później nakazał głoszenie katechizmu we wszystkich kościołach na terenie diecezji. Ten którego dewizą było: „Jedyną miarą miłości jest miłować bez miary”, nakazał wszystkim spowiednikom w mieście, by do niego odsyłali ludzi chorych, z otwartymi ranami, kalekich, chciał się nimi zająć jako swoimi „najmilszymi owieczkami”. W 1604 roku pojechał do Dijon we Francji, by poprowadzić rekolekcje wielkopostne. Tam wtedy spotkał Joannę Franciszkę de Chantal, o której mówił, że jest jego „najmilszą córką i matką”. Ta przyjaźń zaowocowała nie tylko powstaniem nowego zgromadzenia, ale bogatą i piękną korespondencją, która pokazuje duchowe oblicze Franciszka, która pozwala poznać nam tego człowieka, jego życie, jego duszę i wnętrze. Na prośbę Joanny napisał, mimo tylu trudności i zajęć „Traktat o miłości Bożej”.

           

W trosce o upowszechnienie wiedzy i podniesienie poziomu wykształcenia ludzi świeckich w zimie 1606/7 założył wraz ze swoim przyjacielem prezydentem Favre, akademię wzorowaną na włoskich, była to Akademia Florimontańska, powstała 28 lat przed Akademią Francuską. Wykładano w niej: matematykę, astronomię z kosmografią, geografię, teorię planet, nawigację i teorię muzyki. Wykładali tam wybitni przedstawiciele ówczesnego świata nauki, św. Franciszek także. Mimo rozległych prac i wielu obowiązków nie szczędził czasu na korespondencję, tą drogą prowadził kierownictwo duchowe wielu osób, najczęściej świeckich. Wybrane listy wydane były później pod tytułem: „Wprowadzenie do życia pobożnego, czyli Filotea” – w ten sposób chciał, by jego nauka o świętości życia świeckich dotarła do wielu ludzi.     

           

Widział też biedę i krzywdę prostych ludzi, wielokrotnie wstawiał się za nimi do księcia Karola Emanuela. By ulżyć doli ludzi biednych, w latach 1615-17 podjął próbę zorganizowania i wprowadzenia przemysłu jedwabniczego, na terenie swojej diecezji, upatrywał w tym, źródło dochodu dla ludzi, dzieło to zostało pomyślnie sfinalizowane. Widok biedy, nędzy, zaniedbanych dzieci i matek obarczonych nadmierną pracą skłonił do zorganizowania stałej opieki. Miał ją pełnić Zakon Nawiedzenia, jego członkinie pragnące nieść pomoc ubogim, chorym tak miały realizować swoje powołanie życiowe. Były to plany śmiałe w czasach, w których jedyną formą realizacji powołania zakonnego było życie w klauzurze, poddane surowym wymaganiom pokuty i modlitwie. Pomocą była pani Joanna, w 1609 roku przybyła do Annecy, aby założyć projektowane zgromadzenie, przyjęło ono nazwę: Zakon Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Siostry miały spełniać wiele dobrych, miłosiernych uczynków wobec chorych i ubogich, poświęcając życie na ich usługi. Pierwszymi towarzyszkami Joanny była córka prezydenta Favre panna Brechard, oraz Służąca Hiacynta spotkana kiedyś w oberży.

           

Dopiero po założeniu Zakonu przystąpił do pisania „Traktatu o miłości Bożej”. Praca zajęła wiele lat, ukończył ją w 1616 roku. Książka zrobiła wielkie, pozytywne wrażenie na czytelnikach. Jesienią 1618 roku podróżował z księciem sabaudzkim do Paryża. Tam poznał późniejszego św. Wincentego a Paulo, oraz Anielę Arnaud. Między kapłanami nawiązała się spontanicznie głęboka przyjaźń, zaufanie do tego stopnia, że jemu podeszły w latach Franciszek, powierzył kierownictwo duchowe sióstr z klasztoru Nawiedzenia w Paryżu. Korespondencja z Anielą jest bezcennym dokumentem jego poglądów na istotę świętości, którą widział jedynie w miłości, poświęceniu się dla innych, w zapomnieniu o sobie, oddaniu się bez reszty sprawie Bożej, a był przeciwny surowości zewnętrznej, nadmiernej ascezie – czego dawał wyraz w listach.

 

W dzień Bożego Narodzenia 1622 roku wygłosił ostatnie kazanie w którym wykładał tajemnicę Wcielenia. Dwa dni później zasłabł, zmarł 28 grudnia 1622 roku otoczony gronem duchowieństwa, które towarzyszyło mu modlitwą. Miał 55 lat. Sam o sobie powiedział, że jego życie podobne jest do „publicznej sadzawki skąd każdemu wolno czerpać wodę, i gdzie każdemu, nie tylko ludziom, ale i bydłu lecz nawet płazom i gadzinom wolno gasić pragnienie”. Św. Franciszek Salezy uczył, że każdy, bez wyjątku każdy człowiek, nie tylko księża i zakonnicy, powołany jest do świętości i każdy inaczej do tej świętości dochodzi.

 

„Bóg stwarzając świat rozkazał roślinom przynosić owoc "każdej według swego rodzaju". Podobnie też nakazuje chrześcijanom, żywym roślinom swego Kościoła, aby przynosili owoce pobożności odpowiednio do stanu i powołania. Inaczej rozwijać ma pobożność człowiek wyżej postawiony, inaczej rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, inaczej dziewica lub małżonka. Nawet i to nie wszystko. Trzeba jeszcze, aby każdy rozwijał pobożność odpowiednio do swych sił, zajęć i obowiązków.

 

Powiedz mi, proszę, Filoteo, czy byłoby rzeczą właściwą, gdyby biskupi zapragnęli żyć w samotności jak kartuzi, gdyby ludzie żonaci nie więcej starali się o powiększenie dóbr materialnych niż kapucyni, gdyby rzemieślnik cały dzień spędzał w kościele jak zakonnik, a znowu zakonnik był wystawiony na wszelkiego rodzaju spotkania i sprawy, jak ci, którzy zobowiązani są śpieszyć bliźnim z pomocą, na przykład biskup? Czyż taka pobożność nie byłaby śmieszna, nieuporządkowana i nieznośna? A tymczasem tego rodzaju pomyłki i nieporozumienia zdarzają się bardzo często. Otóż nie, moja Filoteo: pobożność, jeżeli jest prawdziwa i szczera, niczego nie rujnuje, ale wszystko udoskonala i dopełnia. Kiedy zaś przeszkadza i sprzeciwia się prawowitemu powołaniu lub stanowi, z pewnością jest fałszywa.

 

Pszczoła tak zbiera miód z kwiatów, iż nie doznają one żadnej szkody. Pozostawia je nienaruszone i świeże, tak jak je zastała. Otóż prawdziwa pobożność czyni więcej: nie tylko nie przeszkadza żadnemu powołaniu, żadnemu zajęciu, ale przeciwnie, wszystko doskonali i ozdabia. Podobnie jak szlachetne kamienie wrzucone do miodu nabierają większego blasku jaśniejąc zgodnie ze swą barwą, tak też powołanie każdego człowieka doskonali się i staje się pożyteczniejsze, gdy łączy się z nim pobożność. Pobożność sprawia, iż kierowanie rodziną staje się pełne pokoju, że bardziej szczera staje się miłość małżonków, a posłuszeństwo należne władzy pełniejsze, że wszelkie inne zajęcia stają się przyjemniejsze i bardziej powabne.

 

Błędem jest zatem, nieomal herezją, usuwanie pobożności z wojskowych koszar, z rzemieślniczych warsztatów, z dworu książąt, z mieszkań małżonków. To prawda, droga Filoteo, że powołanie czysto kontemplacyjne, monastyczne i klasztorne nie może być urzeczywistniane przy tego rodzaju obowiązkach i zajęciach. Jednakże oprócz tych trzech rodzajów pobożności istnieje wiele innych, które zdolne są udoskonalić ludzi żyjących w stanie świeckim.

 

Gdziekolwiek zatem jesteśmy, możemy i powinniśmy dążyć do doskonałości.”

 

Modlitwa

Boże, z Twojej woli dla zbawienia ludzi święty Franciszek Salezy, biskup, stał się wszystkim dla wszystkich, spraw, abyśmy za jego przykładem służyli bliźnim i dawali im odczuć Twoją ojcowską miłość. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 

Litania

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże - zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata Boże - zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże - zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże - zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo módl się za nami.
Święty Franciszku,
Święty Franciszku, naśladowco Chrystusa,
Święty Franciszku, pełen darów Ducha Świętego,
Święty Franciszku, do Boskiej woli się stosujący,
Święty Franciszku, światło Kościoła,
Święty Franciszku, obrońco wiary,
Święty Franciszku, dobry pasterzu,
Święty Franciszku, przykładzie pokory,
Święty Franciszku, miłośniku ubóstwa,
Święty Franciszku, obrazie cichości,
Święty Franciszku, pomocniku pokutujących,
Święty Franciszku, ucieczko grzesznych,
Święty Franciszku, podporo ubogich,
Święty Franciszku, lekarzu utrapionych,
Święty Franciszku, naśladowco Apostołów,
Święty Franciszku, ozdobo wyznawców,
Święty Franciszku, założycielu Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

 

POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl