pieta1
Kobieta - kariera czy macierzyństwo ?
 
Jest dobrze: Polki się kształcą, znajdują dobrą pracę, awansują na wyższe stanowiska. Ale też coraz dłużej pracują, coraz później wychodzą za mąż, coraz mniej mają dzieci. Tak im dobrze, że dobrze im tak?
 
          W Polsce niemal 40 proc. kobiet z wyższym wykształceniem jest bezdzietnych. I na tle innych państw Europy nie jest to nawet źle! W większości krajów jest bowiem znacznie gorzej: w Grecji, Austrii, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, Anglii, Holandii, Portugalii połowa wykształconych kobiet nie ma dzieci...
 
Edukacja – tak. Kariera – tak. Dziecko –?
Kobiety podkreślają dziś, iż w pierwszej kolejności zadbać muszą o swoją edukację i warunki życia, a dopiero później, ewentualnie, o rodzinę. Wiele współczesnych młodych kobiet jednak tej rodziny nigdy nie stworzy, nigdy nie będą miały dzieci. Część z nich świadomie wybiera życie, w którym liczą się jedynie praca i własny rozwój. Większość jednak ma nadzieję, że uda im się połączyć rozwój z rodziną. Tymczasem okazuje się, że ryzyko niepowodzenia jest wysokie, że wybierając w pierwszej kolejności edukację i karierę, bardzo wiele z nich nie będzie miało rodziny nigdy (…).praca_siostr8  
 
Gdy priorytetem staje się edukacja, potem kariera i pozycja zawodowa, kwestie małżeństwa i rodziny muszą zejść na dalszy plan. Kobiety odsuwają więc w czasie podjęcie decyzji o urodzeniu dziecka. Im natomiast są starsze, tym założenie rodziny staje się trudniejsze. Składa się na to szereg przyczyn – już znalezienie męża bywa trudne, bo wykształcone kobiety szukają wykształconych mężów, dobrze zarabiające – podobnie zarabiających, robiące karierę – awansujących etc. Ponadto nawet te, które biorą ślub, często dzieci jednak nie mają. (…) W krajach skandynawskich – Norwegii, Danii, Finlandii, a także w Szwajcarii dzieci nie ma w około 70 proc. Domów, są tylko sami dorośli. W Polsce jest nieco lepiej, ale przecież też niedobrze – w połowie domów nie ma wcale dzieci, w kolejnych 25 proc. jest tylko jedno dziecko. Przyczyną może być też szereg innych powodów – pary mają mniej dzieci ze względu na trudności z poczęciem, bo im starsze, tym bardziej są na nie narażone; ale i ze względu na trudności materialne, bo wychowanie dziecka wiąże się z poważnymi wydatkami, a zatem i spadkiem poziomu życia rodziców. W dodatku potrzeba im na ogół dwóch pensji – z jednej bardzo ciężko jest bowiem utrzymać rodzinę. I nawet w takiej, gdzie zarabiają oboje rodzice dzieci są narażone na biedę. Najbardziej problemy materialne dotyczą, rzecz jasna, domów, w których opiekę nad dziećmi sprawuje tylko jedno z rodziców. Ze względu jednak na fakt, że stopa rozwodów jest wysoka, takich domów jest coraz więcej i, w efekcie, w ostatnim czasie wzrósł odsetek dzieci żyjących w biedzie.
 
   Między młotem a kowadłem
Kobiety zdają się być między młotem a kowadłem. Powinny się kształcić i rozwijać karierę, by móc utrzymać rodzinę, tym bardziej że stopa rozwodów jest wysoka, więc nie mogą już tak bardzo liczyć na pomoc mężczyzny jak kilka dekad temu. Ponadto coraz więcej dzieci rodzi się poza małżeństwem – jeszcze w latach 70. XX wieku średnia dla krajów OECD wynosiła 11 proc., obecnie jest to aż 33 proc. Dane pokazują także, że jeszcze w latach 70. ślub brany był przed urodzeniem dzieci, dziś coraz częściej pary biorą ślub, gdy dzieci już mają. I to nie koniec złych wiadomości: w porównaniu z sytuacją sprzed paru dekad mniej par bierze ślub, więcej się rozwodzi. W latach 70. na 1000 mieszkańców w krajach OECD przypadało średnio 8 ślubów, obecnie – 5, w dodatku w tym czasie podwoiła się liczba rozwodów. A rozwody, niestety, bardzo często odbijają się właśnie na dzieciach – w Polsce ponad 60 proc. rozwodzących się małżeństw ma bowiem dzieci. Ciekawostką jest, że najrzadziej rozwody zdarzają się w rodzinach wielodzietnych, dopóki w sprawy rodziny nie wmiesza się jednak państwo. Jedynym bowiem wyjątkiem od tej reguły są kraje skandynawskie, ale tylko dlatego że – można odnieść wrażenie – polityka państwa zachęca wręcz do rozwodów, przez oferowane rozwodnikom państwowe wsparcie na każde dziecko... Z drugiej jednak strony, jeśli kobiety skupią się na edukacji i pracy, z dużym prawdopodobieństwem nie założą rodziny! A małżeństwo i rodzina jest wciąż najbardziej pożądanym przez młodych ludzi modelem życia. I – mimo wszystkich trudności i problemów – najchętniej przez nich wybieranym. Pojawiły się na Zachodzie i w Polsce także inne formy bycia ze sobą – wspólne pomieszkiwanie, spotykanie się jedynie w weekendy czy spotykanie się zupełnie sporadycznie i tylko dla seksu. Te „związki alternatywne”, choć nie są nieznane również w Polsce, wszędzie są jednak tak rzadkie, że w statystykach OECD grupowane są wraz z konkubinatami, bo ich odsetek jest nikły, statystycznie niemierzalny. Nie mogą się równać z małżeństwem. Z dorosłych Polaków w związku małżeńskim pozostaje 60 proc. kobiet i mężczyzn, z osób młodych – do 34 lat – jest to aż 40 proc., a kolejne 40 proc. młodych mieszka z rodzicami. W konkubinatach i formach innych żyje tylko około 1 proc. dorosłych osób w Polsce, nieco więcej młodych, ale i tak jest to nikłe 2 proc. Także dorośli Francuzi, Anglicy czy Niemcy najczęściej żyją w małżeństwie – co najmniej 40 proc. Małżeństwa są po prostu najpopularniejszą formą dorosłego życia wszędzie, w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. I pozostają też najpopularniejszą formą życia wśród młodego pokolenia, o ile młodzi nie mieszkają z rodzicami.
 
   Kobiety i dzieci rewolucji
Śluby brane są nadal chętnie, małżeństwo jest popularne, a jednak „niepopularne” pozostają dzieci. Niezmiennie od lat 70. XX wieku, gdy za sprawą tzw. rewolucji obyczajowej zaatakowano trwałość związków małżeńskich i promowano rozwiązłość. Kobieta została więc „wyzwolona z ucisku małżeństwa”, aborcja stała się legalna, antykoncepcja polecana, rozwody częste, ubezpieczenia emerytalne powszechne. A dziecko zbędne. Cóż z tego, że ubezpieczenia społeczne dają jedynie iluzję pewności jutra i spokojnej starości, co przecież dobitnie pokazuje od lat nasz system emerytalny, ostatnio po raz kolejny zresztą „reformowany”. Może to i iluzja, ale przecież naprawdę sporo kosztuje. Na efekty nie trzeba było długo czekać – jeszcze na początku lat 70. na jedną kobietę w krajach OECD przypadało 2,7 dziecka, od tego czasu tylko coraz mniej, w wielu krajach, i to od wielu lat, nie ma mowy nawet o zastępowalności pokoleń. Najbardziej gwałtowne zmiany demograficzne nastąpiły w wielu państwach zresztą od razu – już w latach 70. W Stanach Zjednoczonych, skąd zmiany kulturowe rozprzestrzeniły się na cały świat zachodni, na początku lat 70. na jedną kobietę przypadało 2,5 dziecka, w ciągu zaledwie kilku lat w połowie lat 70. stopa przyrostu naturalnego osiągała zaledwie 1,7, by pod koniec dekady oscylować jedynie wokół 1,8. I po spadkach lat 70. w Ameryce nigdy już nie odnotowano wysokiego przyrostu naturalnego. O poziomie sprzed rewolucji obyczajowej nie można nawet marzyć. Najbardziej dramatycznie zmiany obyczajowe odbiły się jednak na kulturze krajów południowej Europy, tradycyjnie bardzo rodzinnych – tam jeszcze na początku lat 70. przypadało niemal 3 dzieci na kobietę, dziś poniżej 1,5 dziecka.
W Polsce w roku 2009 stopa przyrostu naturalnego wyniosła zaledwie 1,4, a przecież jeszcze w roku 1980 przekraczała 2,2. Niestety, nie zanosi się także na zmianę tendencji – nawet pokolenie wyżu demograficznego, po którym spodziewano się, że w nim tendencja spadkowa się odwróci, miało dzieci znacznie mniej niż oczekiwano.
A oczekiwano, bo rządy państw, w których istnieją ubezpieczenia emerytalne, zerkają chciwym okiem na młode pokolenie. Nikt nie ukrywa, ani nawet nie ujmuje tego delikatnie, że to młodzi ludzie mają zapracować na emerytury swych rodziców i dziadków – a że młodych jest coraz mniej – to i na emerytury ciotek, wujów i sąsiadów. I na spłatę długów, które nasze i starsze pokolenie zaciągnęło. I na swoje utrzymanie. Czy starczy im jeszcze na własne dzieci? Dopóki będzie istniał przymus społecznych ubezpieczeń, wysokie opodatkowanie, szaleństwo państwowego zadłużania się oraz promocji zachowań homoseksualnych czy postaw proaborcyjnych, nie należy się łudzić, że odpowiedź na to pytanie będzie pozytywna.
 
Kamila Pajer  (GN 07/2012)
 
POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl