Cassandra Jardine

 

Im więcej, tym lepiej

 

                                       Posiadanie licznego rodzeństwa jest zwiastunem przyszłego zdrowia psychicznego. Osoby wywodzące się z dużych rodzin mają niezłe szanse na udane małżeństwo, ponieważ przywykły do tego, by się dzielić. Spora gromadka braci i sióstr to także zabezpieczenie przed presją ze strony nadopiekuńczych rodziców.

     Kiedy mówię komuś, że mam pięcioro dzieci, w odpowiedzi słyszę na ogół: „Ale ci dobrze!”. W przybliżonym tłumaczeniu oznacza to jednak: „Co za tupet!”. W poprzednim pokoleniu duże rodziny uchodziły za rezultat niestosowania środków antykoncepcyjnych. Dzisiaj uważa się je za publiczną deklarację ogromnych dochodów, niewyczerpanej energii i samolubnego lekceważenia przyszłości naszej planety.

     Nic z tego nie jest prawdą w moim przypadku, ale zwykle mam kłopoty z obroną dużych rodzin wychodzącą poza stwierdzenie, że cieszy mnie posiadanie wielu dzieci, bez względu na to, jak jest to kosztowne i męczące. Każdy nowy układ genetyczny to nowa przygoda, fascynująca jednostka, czasami męcząca, ale zwykle urocza mieszanka zalet i wad. Nie planowałam mieć aż tylu dzieci, ale po prostu nie mogłam przestać.

     Jeśli chodzi o duże rodziny, rzecz w tym, że są one czymś więcej niż sumą swoich części – są mikrokosmosem społecznym, w którym członkowie walczą o uwagę i najlepsze miejsce w samochodzie. Sprzeczki trwają bez końca i często bywają ostre, ale pod koniec dnia wszyscy muszą pogodzić się ze sobą, ponieważ przyjdzie im dzielić się pilotem telewizyjnym. Zawsze uważałam, że posiadanie sporej rodziny to nie tylko egoistyczna przyjemność, ale także korzyść dla kraju, a nawet świata, ale do tej pory brakowało mi argumentów na poparcie mojej tezy. Jestem zatem wdzięczna dziennikarzowi telewizyjnemu ze Sky News, Colinowi Brazierowi, który przez ostatnie pięć lat zbierał dowody świadczące o tym, że duże rodziny to coś dobrego.

     – Tak często słyszymy o wadach wielodzietnych rodzin, że zapomnieliśmy o ich ukrytych zaletach – mówi on. Jego misja rozpoczęła się pewnego dnia na początku wojny w Iraku, kiedy będąc tam z oddziałami armii USA, usłyszał w radiu, że koszt wychowania jednego dziecka wzrósł do 180 tysięcy funtów. W tamtym czasie nie miał pięciorga potomstwa, tak jak teraz, ale już wówczas zdał sobie sprawę, że bzdurą jest sugerowanie, iż wychowanie każdego dziecka kosztuje tyle co dom. Ze względu na wspólne sypialnie, łazienki i zabawki oceniał, iż każde kolejne dziecko w dużej rodzinie kosztuje mniej niż w niewielkiej. Brazier uważał też, że wyliczenie, że każde dziecko wnosi do środowiska naturalnego dodatkowych 750 ton dwutlenku węgla nie jest rzetelne. Czteroosobowe gospodarstwo domowe zużywa na głowę połowę prądu zużywanego przez jednego człowieka mieszkającego samotnie. Ludzie szkodzący planecie to single żyjący w eleganckich apartamentach. Ktoś musi obalić wreszcie nonsensowne teorie, pomyślał.

     Od tamtego momentu Brazier nie tylko zbierał argumenty na obronę, ale i przeszedł do ataku. Skondensował wyniki swoich badań do postaci artykułu dla ośrodka badawczego Civitas i teraz powinien jeszcze raz włożyć kamizelkę kuloodporną: ludziom propagującym korzyści wynikające z posiadania małej rodziny może nie spodobać się to, co ma do powiedzenia.

     Również rządowi może się to nie spodobać. We Francji rodzice posiadający trójkę lub więcej dzieci dostają medale za swą prokreacyjną dzielność. W Wielkiej Brytanii karani są wyższymi podatkami od większych samochodów i wkrótce przyjdzie nam słono płacić za wywóz śmieci i zużycie wody. Szkoły prywatne nie dają zniżek dla hurtowo przyjmowanych uczniów, a i szkoły państwowe odchodzą od preferowania rodzeństwa i rodzice nie mogą mieć pewności, że każdego ranka nie będą odwozić dzieci do kilku różnych szkół. Skutkiem takich posunięć oraz serwowanych ciągle strasznych opowieści o tym ile dzieci kosztują, jest to, że 90 tysięcy ludzi znalazło się w trudnej sytuacji: chcieliby mieć więcej pociech, ale rezygnują, ponieważ nie stać ich na większy dom czy przestronniejszy samochód.

     Przy obecnym brytyjskim wskaźniku dzietności wynoszącym 1,7 nie ma potrzeby stosowania takich ograniczeń, twierdzi Brazier. Nie ma znaczenia, czy stać cię na większy dom. Dzieci, które mają wspólne sypialnie, są fizycznie zdrowsze, ponieważ ich systemy immunologiczne są wzmacniane przez choroby, jakie łapią od siebie we wczesnych latach życia. Jeśli jest im trochę ciasno i słyszą, że nie zawsze mogą mieć nowe adidasy lub zabawki, których sobie życzą, tym lepiej dla nich. Posiadanie licznego rodzeństwa jest też zwiastunem przyszłego zdrowia psychicznego. Osoby wywodzące się z dużych rodzin mają niezłe szanse na udane małżeństwo, ponieważ przywykły do tego, by się dzielić. Jest to także zabezpieczenie przed presją ze strony nazbyt ambitnych i nadopiekuńczych rodziców. Podobnie jak każda matka chciałabym, żeby moje dzieci podbiły świat, ale mając ich kilkoro jestem bardziej realistyczna w ocenie ich talentów i nie mam ani czasu, ani środków, by przykręcać im mentalną śrubę. Na ogół zadowalam się myślą, że moje dzieci będą kim mają być, byle tylko pomagały mi przy zmywaniu.

     Obowiązki domowe to w dużych rodzinach poważna sprawa. Ludzie bardzo zamożni mogą zatrudniać armię sprzątaczek, ale zwykli śmiertelnicy muszą polegać na tym, że same dzieci będą pilnowały porządku. Sytuacja zmusza, by uczyły się sprzątać, gotować, dbać o siebie i pilnować młodszych. Mogą marudzić, ale to są umiejętności bardziej przydatne w życiu niż gra na skrzypcach.

     Nie jest też prawdą, że dzieci z dużych rodzin osiągają gorsze wyniki w nauce, jak zwykło się sądzić. Zakładano, że rodzice mający liczne potomstwo nie czytają im i sadzają je przed telewizorem, ale badania obejmujące 22 tysiące francuskich uczniów wykazały, że wyniki w nauce poprawiały się wraz z dodatkowym rodzeństwem, o ile jeden z rodziców był człowiekiem wykształconym. Wiedza i nawyk uczenia się szerzy się w rodzinie. Młodsze dzieci otrzymują mniej rodzicielskiej pomocy przy zadanych pracach domowych, ale ich starsze rodzeństwo występuje w roli nauczycieli i maluchy uczą się pracować samodzielnie. Byłoby miło, gdyby to była prawda. Dzieci z dużych rodzin sprawiają też na ogół mniej problemów w szkole, ponieważ ich „rogi” zostały przytarte w sprzeczkach z rodzeństwem. Wykazują też na ogół większą chęć do współpracy w klasie.

     Nieekonomiczny i nieekologiczny powód, dla którego rodzice ograniczają się do posiadania małych rodzin, jest taki, że dorośli chcą mieć czas na to, by być najlepszymi przyjaciółmi swoich dzieci. W dużych rodzinach relacje między rodzeństwem stają się ważniejsze niż relacje z rodzicami, zbyt zajętymi, by bez końca chodzić z nimi na zakupy lub na mecze piłkarskie. To również daje korzyści. Dzieci z dużych rodzin w rodzeństwie mogą znaleźć bratnie dusze i kogoś, kto może udzielić rady lub ostrzec, jeśli robią coś niewłaściwego. Zmniejszenie znaczenia relacji rodzic–dziecko oznacza też, iż dwudziestoparolatkowie z dużych familii w mniejszym stopniu dołączają do coraz większej grupy „dorosłych dzieci” mieszkających z rodzicami, choć dawno już powinny wziąć na siebie odpowiedzialność za własne życie. Są oni także lepszymi rodzicami – i raczej nie będą potrzebowali rad Superniani – ponieważ na własne oczy widzieli, jak wychowuje się dzieci.

     Dzieci z dużych rodzin:

  • rzadziej wdają się w bójki, łatwiej nawiązują znajomości i je utrzymują;
  • dzięki posiadaniu rodzeństwa uczą się empatii, działań zespołowych, cierpliwości i ograniczania oczekiwań, zarządzania czasem i rozwiązywania sporów;
  • rzadziej chorują na astmę, egzemę i katar sienny, rzadziej bywają u lekarza i są mniej narażone na białaczkę, raka i cukrzycę;
  • starsze rodzeństwo broni młodszego przed napaściami rówieśników;
  • zabawy dzieci są mniej kontrolowane, dzieci uczą się podejmować ryzyko, dzięki czemu będą lepszymi pracodawcami i pracownikami;
  • uczą się gotować, używać zmywarki i prasować przykładają większą wagę do oszczędności;
  • jeśli dorastają wraz z rodzeństwem, lepiej radzą sobie w kontaktach z płcią przeciwną i rzadziej się rozwodzą.

 

POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl