Zniewolonych najbardziej rażą uwolnieni ...
Ze świadectwami się nie dyskutuje. Gdy ktoś opowiada, jak było u niego, to z czym tu polemizować? Nie da się. No chyba, że człowiek da świadectwo wyzwolenia z grzechu, którego inni za grzech uznać nie chcą. Wtedy w dalszym ciągu polemizować się nie da, ale się polemizuje.
Tak było niedawno, gdy na stronie gosc.pl, wśród wielu znakomitych świadectw, opublikowaliśmy i takie, w którym Małgorzata (nazwisko znane redakcji) opowiedziała o wyzwoleniu z antykoncepcji. Oboje z mężem odczuwali, że coś jest źle, ale strach przed potomstwem i chęć „korzystania z życia” były silniejsze. Gdy zwrócili się do Boga ze szczerym błaganiem, On ich wyprowadził ze zniewolenia – i dziś widzą, jakie to szczęście.
Pod linkiem do tego tekstu na Facebooku wybuchła burza. Z braku możliwości ataku wprost, ludziska wzięli wygłaszać ograne farmazony, nie wiadomo do czego nawiązujące. Na przykład: „Ludzie to nie króliki, by rozmnażać się bezmyślnie”; „Nie dajmy się ogłupić świrniętym księżom”; „Posiadanie 8 dzieci (nieplanowanych) oraz brak możliwości wyżywienia tego potomstwa to patologia”; „Ja mam małego synka i nie stać póki co nas z żoną na więcej dzieci. Czy naprawdę Bóg nas ukarze za chęć bycia odpowiedzialnymi?”. I tak dalej.
Rzecz charakterystyczna, że autorka świadectwa nikogo nie atakowała – opowiedziała tylko, jak było u niej. Ponieważ jednak wraz z mężem doświadczyła wolności, jaką daje zaufanie Bogu, czytelnicy stosujący antykoncepcję doświadczyli konfliktu sumienia. Skoro nie chcieli sprzeciwić się swojemu grzechowi, musieli się sprzeciwić świadkowi wyzwolenia z grzechu. Wymyśla się w takich razach dowolne nonsensy, takie jak choćby wyżej przytoczone, byle zakrzyczeć własną małoduszność i strach wobec świadomości, że robi się rzeczy złe, czyli szkodliwe. To jest właśnie przyczyna, dla której świat nienawidzi konsekwentnych chrześcijan, choć oni dają tylko świadectwo własnej wolności.
Franciszek Kucharczak (GN 19/2013)