„Wychowywać… ale jak?”. Pytanie z pozoru dość banalne. Jeśli jednak uwzględnimy kontekst, to okaże się, że jest ono w gruncie rzeczy dramatyczne. Czy w ogóle dziś możliwe jest wychowanie?

W zachodniej Europie już wkrótce temat wychowania w ogóle zniknie. Powód jest prosty – nie będzie dzieci, więc zwyczajnie nie będzie o czym rozmawiać. Brzmi to sarkastycznie, ale takie są fakty. Dane statystyczne pokazują, że Stary Kontynent popełnia właśnie demograficzne samobójstwo. Polska w tej europejskiej „sali samobójców” jest liderem.

Zachodnia cywilizacja dokonuje również powolnej samozagłady w sferze kulturowej. Pod sztandarami Unii Europejskiej następuje ciągłe, systematyczne niszczenie etosu, który ukształtował i spajał przez wieki nasz kontynent. Filozofią Zachodu jest dziś postmodernizm, który odrzuca istnienie obiektywnych, klasycznych wartości i neguje jakąkolwiek „wielką opowieść o człowieku”, którą od zawsze przekazywały religie i kultury. Jedynym punktem odniesienia, wręcz absolutem, staje się indywidualna wolność jednostki. Europa w ujęciu dzisiejszych elit nie jest już „wspólnotą istniejącej kultury, ale projektem. Projektem emancypacyjnym”, zauważa celnie Bronisław Wildstein. Jaki to ma związek z wychowaniem?

Większy niż się pozornie wydaje. Idee mają bowiem swoje dalekosiężne konsekwencje. Niszczą lub budują człowieka i ludzkie społeczności.

Mówiąc o wychowaniu, zwracamy zwykle uwagę na rodzinę, szkołę, Kościół, czasem także na polityków czy prawo. Tradycyjnie narzekamy na dzieci i młodzież. Zbyt łatwo zapominamy, że najistotniejszym czynnikiem, który wpływa na wychowanie, jest kultura. Wszelkie wspólnoty wychowawcze nie działają w próżni, ale w określonym kontekście. To kultura stanowi powietrze, którym oddychają zarówno wychowawcy, jak i wychowankowie. Mam tu na myśli zwłaszcza kulturę masową, która dociera do nas szerokim strumieniem telewizyjnych kanałów i internetowych łączy. Nieraz zastanawiamy się, dlaczego dziś wychowanie wydaje się trudniejsze, jakby mniej oczywiste. Dlaczego nie radzą sobie z tym rodzice, nauczyciele, katecheci, księża? Szukając odpowiedzi na to pytanie, nie wolno zapomnieć o kulturze. To ona bowiem formuje serca i umysły ludzi, i przez to tworzy klimat sprzyjający wychowaniu lub nie. (...)

W masowej kulturze dominuje klimat antywychowawczy. Następuje dekonstrukcja (ulubione hasło postmodernistów) podstawowego zaufania między pokoleniami. Zakwestionowane zostały wszelkie relacje typu "pasterz-owce". Jest ktoś, kto prowadzi innych, i są prowadzeni, czyli np. rodzice-dzieci, nauczyciel-uczeń, ksiądz-wierni. W tego typu zależności "pionowej" ważne są takie cnoty jak służba i odpowiedzialność ze strony prowadzących oraz zaufanie i posłuszeństwo prowadzonych. Dziś jednak te "pionowe" relacje są z definicji uznane za opresyjne, niebezpieczne, niszczące wolność, otwierające pole do nadużyć. U podłoża tej ideologii leży ostatecznie odrzucenie Boga jako najwyższego autorytetu. Za jedynie dopuszczalne uznaje się relacje typu poziomego, oparte na równości i braterstwie, demokratycznym wyborze. Każdy autorytet "pionowy" uważany jest z zasady za podejrzany, zagrażający wolności. Taka mentalność niszczy to, na czym opiera się sama idea wychowania.

Pedagogika - czyli nauka o wychowywaniu - wywodzi się ze słowa paidaqoqos. W starożytnej Grecji oznaczało ono niewolnika, który prowadził chłopców na miejsce ćwiczeń. Z biegiem czasu ów paidaqoqos był odpowiedzialny za kształcenie młodego człowieka, przekazanie mu zasad moralnych. Jak wykazał Werner Jaeger, podstawową ideą greckiej filozofii była "paideia" - czyli formowanie człowieka od najmłodszych lat według ideału człowieczeństwa. Ten ideał pięknego i dobrego człowieczeństwa nie był negocjowany w demokratycznych głosowaniach. Był odczytywany przez rozum w samej ludzkiej naturze. Tym zajmowali się właśnie Sokrates, Platon, Arystoteles i inni. Jaeger dowodził, że chrześcijaństwo dokonało przetworzenia greckiej paidei. Chrystus był ukazywany w myśli i sztuce starochrześcijańskiej jako prawdziwy filozof-pasterz, który pokazuje drogę życia. On mówi, kim jest człowiek i co powinien czynić, by nim rzeczywiście być. Pojawia się więc paideia Chrystusa. On jest paidaqoqosem człowieka. Ta myśl stanowiła istotę kultury europejskiej od starożytności aż do oświecenia, które zaczęło ją kwestionować.

Symbolem rewolucji francuskiej stało się zburzenie Bastylii. W tym więzieniu nie było jednak nikogo poza kilkoma rzezimieszkami. Rewolucja niby burzy wiezienia, ale nie przynosi żadnego wyzwolenia. Wyzwalanie z pozornych niewoli trwa z różną intensywnością w Europie. Dziś przybiera postać tzw. walki z dyskryminacją. Ideologia postmodernizmu głosi konieczność uwolnienia człowieka od takich "opresyjnych" idei jak prawda, obiektywne dobro, piękno, ludzka natura, płeć, małżeństwo itd., i oczywiście od centralnej wartości starożytnej filozofii i chrześcijaństwa - Boga. Jedynym absolutem jest wolność jednostki, która nie musi brać odpowiedzialności za nic i za nikogo, która ma prawa, ale nie ma obowiązków. Nie ma niczego, co byłoby obiektywne. Wszystko zależy od subiektywnego punktu widzenia, wszystko jest względne, plastyczne i do zmiany. Nie ma żadnych pewników poza jednym, że nie ma żadnych pewników. Jakie są konsekwencje takich idei? Rosną społeczeństwa bezideowych egoistów, konsumentów życia, goniących za seksualną przyjemnością, bez większych ambicji, celów, nadziei. 

Kultura masowa jest zbudowana w znacznej mierze na tych filozoficznych założeniach. Często ukrytych lub przemycanych w formie lekkiej, łatwej i przyjemnej. Mass media sprzęgnięte z przemysłem rozrywkowym, z reklamą, często także z polityką, wywierają gigantyczny wpływ na ludzi, formatują umysły i serca. Od najmłodszych lat spędzamy tysiące godzin przed ekranami telewizorów i komputerów. Świat wirtualny, sztucznie wykreowany, miesza się z rzeczywistością. Mruga nam przed oczami nieskończona wielość obrazów, życie wydaje się światem tysięcy możliwości, jak wielka komputerowa gra, niekończąca się opera mydlana. Tysiące bodźców, miliony bitów informacji. Człowiek nie jest w stanie tego wszystkiego "przerobić", ułożyć, przemyśleć. Żyjemy z narastającym symptomem ADHD. To wszystko wpływa najbardziej na najmłodszych, bezbronnych wobec tej przemocy.

Chorobą naszych czasów staje się zdziecinnienie. Tylko dzieciom wydaje się, że nie ma żadnych granic. Dziś powtarzają to dorośli: eksperci, politycy, gwiazdy. Takie pojęcia jak odpowiedzialność, dyscyplina, wymaganie to przeżytek. Świat powinien być wielkim kolorowym placem zabaw. (...)

Wychowanie jako takie jest podejrzane. Przedstawiane jest jako opresyjne narzucanie jednostce sztucznych zasad, pojęć czy reguł, na które ona może nie ma ochoty. Tradycyjne wychowanie - oparte na posłuszeństwie, będące w założeniu prowadzeniem (paidagogos) dziecka do doskonałości, uczeniem odpowiedzialnego życia, wybierania dobra i odrzucania zła, szukania prawdy - jest raczej przedmiotem szyderstwa niż pochwały. Najważniejszą wiarą stała się wiara w siebie. Trzeba być naturalnym, oryginalnym i wystrzegać się sztywnych reguł. Żadnych mistrzów, żadnego naśladowania, żadnego kanonu, wzoru. Zrób to sam. Wychowawca może najwyżej towarzyszyć wychowankowi, przyglądać się mu życzliwie, ale nie daj Boże skarcić, zakazać czegoś, postawić wymaganie czy zażądać dyscypliny.

Założenia postmodernistyczne przenikają do ministerstw oświaty, wyznaczających "europejskie standardy". Nie mają one nic wspólnego z grecką czy chrześcijańską paideąObiektywizacja, ewaluacje, punktacje, wypełnianie sprawozdań, wykazywanie osiągnięć, testy itd. zamieniają szkołę w zakład produkujący rzemieślników. Nie inaczej dzieje się na wyższych uczelniach. Gubi się to, co jest podstawą wychowania, relacja nauczyciel-uczeń. Nie ma czasu na kształtowanie charakteru, nikt tego zresztą specjalnie nie oczekuje, nie punktuje się tego w drodze do awansu, a można się narazić władzom oświatowym i rodzicom.

Brzmi to wszystko pesymistycznie. Oczywiście są wciąż rodzice, nauczyciele, katecheci, księża, którzy się nie poddają. Nadal wychowują. Walczą, bo wiedzą, o jaką stawkę toczy się gra. Wydaje mi się jednak, że autentyczni wychowawcy są coraz bardziej samotni. Afrykańskie przysłowie mówi, że potrzebna jest cała wioska, aby wychować jedno dziecko. Globalna wioska, w której żyjemy, nie przejmuje się specjalnie sprawą wychowania. Jeśli naszkicowana powyżej diagnoza jest słuszna, to pytanie "Wychowywać … ale jak?" nie jest pytaniem o porady pedagoga. Jest to krzyk, wołanie na puszczy. Czy ktoś je usłyszy?

                                                       ks. Tomasz Jaklewicz (GN 37/2012)

POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl