{youtube}yY4j5N-YNCY{/youtube}

 

Fragment Wieczoru Chwały na zakończenie Roku Wiary - listopad 2013 r.

 

Dlaczego procesja Bożego Ciała ?

Dlaczego należy wziąć udział w procesji Bożego Ciała? Jaki jest jej sens? Czy chodzi w niej jedynie o podtrzymanie tradycji religijnego obrzędu czy o coś głębszego?

     Socjologowie zauważają, że przemiany dokonujące się w kulturze współczesnej cechuje m.in. dążenie do szybkiego i łatwego nawiązywania kontaktów z innymi, które jednak nie przekładają się na głębsze relacje międzyosobowe. Twierdzą oni też, że w obecnym społeczeństwie zwiększa się liczba tzw. turystów i włóczęgów. Turystów, czyli ludzi, którzy nie należą do żadnego z miejsc, ponieważ wszędzie są tylko gośćmi i ruchliwość jest dla nich wartością nadrzędną, oraz włóczęgów, tj. ludzi wypchniętych ze swojego miejsca egzystencji i wędrujących z konieczności. Jeden z socjologów stwierdza: "Współcześnie, wszyscy jesteśmy w podróży, jednak jedni z nas są turystami, a inni włóczęgami". Możemy się uchronić od tej tendencji poszukując głębszego sensu naszego życia.

   Być chrześcijaninem - to być w drodze

     Żyć, to znaczy posuwać się naprzód. Od jednego poznania do drugiego, od jednej decyzji do drugiej. Nie dla doświadczania czegoś nowego i zmiany, która jedynie pozornie wyzwala z monotonii tego, co powszednie. Być chrześcijaninem to być w drodze ku najwyższemu celowi, którym jest Bóg, dążyć do zjednoczenia z Nim i do zbawienia. Dla nas, ludzi wierzących, jedyną "drogą" ku Bogu jest Jezus Chrystus (por. J 14,6), który powiedział, że nikt nie zna Ojca, tylko On - Syn i ten, komu On zechce objawić (por. Mt 11, 27), i że nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Niego (por. J 14, 6). Być chrześcijaninem, to iść za Jezusem, słuchać Go i odpowiadać na Jego wezwanie zawarte w słowie Bożym, które przekazuje i którym żyje Kościół. "Istnieje tylko jedna droga - mówił w jednym z orędzi do młodych Jan Paweł II - ta przebyta przez Mistrza. On kroczy na czele i żąda od każdego, aby czynił dokładnie to, czego On dokonał"Pójście za Jezusem, bycie z Nim i naśladowanie Go, to sens życia chrześcijańskiego. Stwierdzenie to rzuca światło na to, czym jest procesja Bożego Ciała z Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie.

    Święto Bożego Ciała zostało ustanowione w średniowieczu jako reakcja na wątpliwości Berengariusza z Tours co do rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii. Jednak bezpośrednią przyczyną jego ustanowienia były objawienia udzielone w 1209 r. siostrze zakonnej, bł. Juliannie z Mont-Cornillon z okolic Liége we Francji. Pan Jezus domagał się w nich ustanowienia specjalnego dnia poświęconego czci Najświętszego Sakramentu.

     Dopiero w 1264 r. mocą bulli Transiturus papieża Urbana IV, święto Bożego Ciała stało się świętem całego Kościoła. Jego przeżywaniu towarzyszyły uroczyste procesje, które przybrały dwojaką formę: rzymską, polegającą na pochodzie wybranymi ulicami Wiecznego Miasta, zakończonym błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem i niemiecką (zapoczątkowaną pod koniec XIII w. w Kolonii), połączoną z błaganiami o pogodę i urodzaj. Wychodziła ona z kościoła, w którym sprawowana była Msza św. do czterech ołtarzy i kończyła się również błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem przy ostatnim z nich.

    W Polsce od początku przyjęła się ta druga forma procesji. Pierwsze procesje Bożego Ciała miały miejsce w Płocku pod koniec XIV w., które od XV w. stały się powszechną forma uroczystości w całym kraju. Od 1967 r. procesja jest ubogacona o czytania stosownych fragmentów Ewangelii przy każdym z ołtarzy, nawiązujących do Eucharystii oraz o śpiew Suplikacji – Święty Boże, Święty Mocny. Ich treść i melodia mają głęboką wymowę.

  Co oznacza udział w procesji Bożego Ciała?

    Jest on wyrazem naszej wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Gdy przebywamy na jego adoracji ze świadomością obecności w nim Jezusa Chrystusa i Jego spojrzenia na nas, doświadczamy prawdziwości Jego słów: "Ja jestem z wami po wszystkie dni" (Mt 28, 20).

    Ta wiara powinna przenikać nasze życie. Uczestnicząc w procesji Bożego Ciała, uświadamiamy sobie i przeżywamy także wspólnotę wiary, posilającą się Ciałem i Krwią Chrystusa. Przyjęcie Go w Eucharystii wyraża tę jedność z Nim w wymiarze wewnętrznym, procesja wyraża to na zewnątrz. Jedna i druga zobowiązuje do zachowania i pogłębiania jedności w życiu rodzinnym, sąsiedzkim, w relacjach z przyjaciółmi, ze znajomymi. "Jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować" (1 J 4,11). Jedność z Nim oznacza jedność z innymi.

    Przez udział w procesji wyznajemy, że Jezus jest naszym Zbawicielem i Panem. Dajemy świadectwo temu, że wiara jest nie tylko wartością skrywaną w sercu, ale również sprawą społeczną, "światłem świata". Słuchając słowa Bożego przy każdym z ołtarzy, przyjmujemy wezwanie do kształtowania naszego życia osobistego, rodzinnego, politycznego, kulturowego, gospodarczego w duchu sprawiedliwości i miłości, której źródłem jest Jezus Chrystus. Oznacza to, że jako chrześcijanie nie możemy pozostawać bierną, milczącą większością w naszej Ojczyźnie, lecz powinniśmy być ewangelicznym fermentem, który przemienia otoczenie i świat na lepszy, bardziej ludzki i godny każdego z nas.

                                                                                   Ks. Stanisław Zarzycki SAC

Któż lepiej niż Nick Vujicic, człowiek bez kończyn, który trafia na okładkę magazynu dla surferów, może przekonać osoby po wypadkach, że warto walczyć o powrót do zdrowia i nie zamykać się w domu?

Wstyd i nadzieja. Te dwa słowa opisują uczucia po zapoznaniu się z biografią Australijczyka Nicka Vujicica. Wstyd – bo Nick, który urodził się bez rąk i nóg, cieszy się w spektakularny sposób życiem, które z Jezusem na ustach wychwala, podczas gdy my narzekamy, gdy pojawi się nam na głowie siwy włos albo urośnie brzuch. Nadzieja, bo człowiek, który cierpi na jedną z najstraszniejszych chorób genetycznych, mówi wprost: „Bóg jest miłością i mnie takim stworzył, za co jestem mu wdzięczny".

- Jego siła objawiła się w mojej słabości - mówi Vujicic. Poznajcie historię człowieka, który nie mając rąk i nóg, jeździ na deskorolce, unosi się na falach na desce surfingowej i głosi na całym świecie Dobrą Nowinę, pomagając zarówno tym uciśnionym, jak i coś znaczącym na tym świecie.

   Chwała Bogu?

Nick Vujicic urodził się z zespołem Tetra-Amelia, czyli wadą wrodzoną polegającą na całkowitym braku kończyn. Matka Nicka pracowała jako położna i niezwykle dbała o swój stan zdrowia w czasie ciąży. Nic nie zapowiadało, że Nick może urodzić się z jakimkolwiek stopniem niepełnosprawności.

- Wiecie, że matki chcą trzymać na rękach swoje nowo narodzone dzieci i po narodzinach nie mogą się doczekać, kiedy to zrobią. Czy wiecie, co powiedziała moja matka, kiedy mnie do niej przyniesiono? "Zabierzcie go ode mnie!". To była tragedia! - wspominał podczas jednego ze swoich występów Nick. Nie tylko matka była zszokowana widokiem pierworodnego synka. Również lekarze nie mogli pozbierać się po narodzinach chłopca, którego widok zupełnie zdumiał ginekologów, którzy nie odkryli wcześniej żadnych problemów z płodem. Bezpośrednią przyczyną kalectwa Nicka była mało znana w 1982 r. choroba, która powoduje, że większość dzieci z tą przypadłością umiera jeszcze przed narodzinami.

Jednak Nick nie tylko przeżył, ale ma brata i siostrę, którzy urodzili się zupełnie zdrowi. - Biblia mówi: "Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie". Nasze zranienia, ból i zmagania uważać za prawdziwą radość? Czy to możliwe? Jako że moi rodzice byli chrześcijanami, a tato nawet był pastorem, bardzo dobrze znali ten tekst biblijny. Jednak rano 4 grudnia 1982 r. w Melbourne w Australii słowa: "Chwała Bogu!" były ostatnimi, jakich można się było spodziewać po moich rodzicach. W ich ustach musiałyby one brzmieć: "Chwała Bogu! nasz pierworodny syn urodził się bez kończyn!" - wspomina Nick.

Rodzice powoli zaczęli się oswajać z myślą o wychowywaniu Nicka, który w swojej biografii odnotowuje wzruszające wyznanie ojca, mówiącego jeszcze w szpitalu, że jego syn jest piękny. Jednak świadomość, że będzie on do końca życia wymagać pomocy, bywała obciążająca dla rodziny. Vujicic podkreśla, że wielkim wsparciem dla jego rodziców była pomoc reszty rodziny i motto: "Każdego dnia towarzyszy nam Jezus". Od samego początku Cieśla z Nazaretu towarzyszył drodze Nicka, który w autobiografii "Bez rąk, bez nóg. Bez ograniczeń!" opisuje, jak dał On siłę jego matce, by zmienić australijskie prawo, niepozwalające na uczestniczenie niepełnosprawnym w normalnym programie lekcyjnym. Vujicic był pierwszym dzieckiem, które otrzymało pozwolenie na włączenie się w główny program szkolny. Pionierstwo stało się od tego czasu nieodłącznym elementem życia Australijczyka. Nie zawsze jednak było ono wyrazem optymizmu człowieka bez kończyn.

   Dlaczego mi to zrobiłeś?

- W dzieciństwie nie rozumiałem miłości Boga, która pozwoliła, bym urodził się z taką chorobą. Wydawało mi się, że Bóg nie dba o moje prośby, by przywrócił mi ręce i nogi. Brak Jego reakcji spowodował moje wątpliwości. Australijczyk podkreśla w swojej książce, że najbardziej bolesne były dla niego reakcje jego szkolnych kolegów, strach przed brakiem miłości kobiety, której nigdy nie będzie mógł przytulić ani obronić, oraz świadomość, że pewnych rzeczy nigdy nie będzie mógł robić.

W życiu Nicka pojawiła się również próba samobójcza, którą we wzruszający sposób opisuje w swojej biografii. Nick będąc nastolatkiem, postanowił się utopić w wannie, w której notabene nauczył się samodzielnie kąpać, utrzymując się na powierzchni dzięki umiejętności zatrzymywania w płucach powietrza. Powolne jego wypuszczanie miało pozwolić mu na obrócenie się twarzą do wody i zatonięcie. "W tym momencie w swoim umyśle ujrzałem wyraźny obraz. Zobaczyłem, jak mama i tata stoją zapłakani nad moim grobem. Towarzyszył im mój siedmioletni brat Aaron - on również płakał. Pogrążeni w żałobie, stojąc nad moim grobem, obwiniali się o to, co się wydarzyło, i żałowali, że nie zrobili dla mnie nic więcej. Jestem samolubny - pomyślałem" - pisze.

Australijczyk dodaje, że w tym czasie był zły na Boga i odczuwał totalny brak nadziei. Nick z pewnością nie byłby dziś jednym z najsłynniejszych świeckich ewangelizatorem, gdyby nie jego rodzice, którzy z pietyzmem przekonywali go, że nie różni się wewnętrznie niczym od swoich rówieśników. Właśnie to spowodowało, że chłopak zaczął sam inicjować kontakty z rówieśnikami, którzy byli równie przerażeni kontaktem z nim jak on z nimi. - W wieku 15 lat powierzyłem swoje życie Jezusowi i zaufałem Bogu. W wieku 19 lat na spotkaniu z 300 studentami w Australii jedna z dziewczyn przytuliła mnie podczas mojego przemówienia i wyszeptała mi do ucha, że nikt jej nigdy nie powiedział, że jest piękna i kochana. Podziękowała mi za to. W tym dniu zrozumiałem, czym jest Boże błogosławieństwo - mówi Vujicic.

Dziś Nick podczas spotkań z ludźmi na całym świecie przypomina swój ulubiony rozdział Ewangelii św. Jana, w którym Jezus mówi o losie ślepego człowieka, któremu objawiają się dzieła Boże. Nick uwierzył, że jego niepełnosprawność ma konkretny cel, a on sam jest narzędziem w ręku Boga.

   Żywy wyrzut sumienia

Patrząc na pasję Nicka, który na bijących rekordy popularności filmikach na portalu YouTube pływa na desce surfingowej, jeździ na deskorolce i nurkuje, można zrozumieć, dlaczego ktoś taki jest narzędziem w ręku Boga. Nick, który ma również niebywały dystans do własnej osoby (co można zauważyć na niemal każdej stronie jego fascynującej biografii), jest chodzącym dowodem na to, że życie może być piękne w każdym jego momencie. Czy można bowiem wyobrazić sobie większy dramat niż brak kończyn? Nick może sobie wyobrazić coś takiego i przytacza historię ludzi, którzy są sparaliżowani na tyle mocno, że mogą porozumiewać się jedynie mruganiem oczu. "Jestem więc szczęściarzem" - pisze w autobiografii.

W ciągu ostatnich kilku lat Nick Vujicic przemawiał na żywo przed około 2 mln ludźmi w 12 krajach. Oprócz tego, że jest mówcą motywacyjnym, kochającym mężem i ewangelizatorem, robi również karierę jako inwestor na rynku nieruchomości. Nie trzeba być chyba wyjątkowo żarliwym chrześcijaninem, by dostrzec w jego działaniu wyższy sens. Któż inny może wyrwać zakompleksionego nastolatka z paszczy świata samobójców, jak nie osoba dotknięta tak makabryczną chorobą, która cieszy się życiem?

Któż inny jak osoba bez kończyn, która trafia na okładkę magazynu dla surferów może przekonać osoby po wypadkach, że warto walczyć o powrót do zdrowia i nie zamykać się w domu? Któż w dobie hedonizmu i kultu ciała potrafi lepiej przekonać, że istnieją wyższe wartości niż posiadanie jędrnych pośladków? Któż inny w końcu jest żywym dowodem tego, że pytanie: "Dlaczego Bóg dopuszcza do tragedii, skoro jest miłością?" staje się niezwykle płytkie? Dla wszystkich cierpiących ludzi na świecie, którzy doświadczyli niewyobrażalnych tragedii, Nick jest nadzieją. Dla całej reszty zdrowych i zblazowanych dobrobytem ludzi jest on wyrzutem sumienia.

"Życie nie polega na tym, by »mieć« - chodzi raczej o to, by bardziej »być«. Nawet jeżeli otoczymy się najwspanialszymi przedmiotami, jakie można kupić, możemy nadal pozostać nieszczęśliwi. Znam osoby, które mają idealne ciała, a mimo to nie są nawet w połowie tak szczęśliwe jak ja. Podróżując po świecie, więcej radości widziałem w slumsach Mumbaju i sierocińcach Afryki niż na wielu strzeżonych osiedlach bogatych miast w krajach Zachodu czy wśród właścicieli posiadłości wartych miliony" - pisze w biografii.

Nick Vujicic podkreśla, że ma nadzieję, iż polscy czytelnicy również dzięki jego książce zrozumieją, że nie można rezygnować z walki, ponieważ Bóg nigdy nie rezygnuje z walki o nas. Nick jest tego namacalnym dowodem, o czym można się przekonać, obserwując reakcje widzów na filmy z jego udziałem. - Bóg nie popełnia błędów - mówi Nick. Wie, co mówi.

Łukasz Adamski (URz - 35/2012)

POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl