Anna Golędzinowska (ur. 1982) - w 1999 r. wyjechała do Włoch, gdzie miała pracować jako modelka. Zamiast tego stała się jako „dziewczyna do towarzystwa” niewolnicą organizacji handlującej kobietami. Po ucieczce pomogła policji w ujęciu szefów organizacji i postawieniu ich przed sądem. W Mediolanie rozpoczęła karierę modelki. Od 2011 r. mieszka we wspólnocie Oaza Pokoju w Medjugorie. Autorka książki „Ocalona z piekła. Wyznania byłej modelki”. Laureatka tegorocznego Feniksa. Założycielka Ruchu Czystych Serc.
Z Anną Golędzinowską, byłą modelką, rozmawia Iwona Świerżewska
Czy to prawda, że dawniej nazywała Pani siostry zakonne „pingwinami” i najchętniej rozstrzelałaby Pani wszystkich księży? Skąd się brała ta niechęć do osób duchownych i konsekrowanych?
To prawda, tak właśnie wtedy czułam i myślałam. Prawda jest taka, że mówiłam dużo złych rzeczy o Kościele, a tak naprawdę wcale go nie znałam. Nikt mi nigdy nie powiedział, kim jest Bóg, kim są kapłani. Nie nauczyli mnie tego rodzice ani tym bardziej znajomi z Mediolanu. Powtarzałam strzępy informacji, które docierały do mnie z mediów. O tym, że księża opływają w luksusy, że molestują dzieci, mówią ludziom, jak mają żyć, a sami żyją inaczej. Nie było w tym głębszej refleksji. Dopiero teraz, z perspektywy czasu, odkrywam głębsze motywy nienawiści, którą czułam do Boga i wszystkiego, co z Nim związane. Od półtora roku jestem pod opieką egzorcysty. Prawda jest taka, że jeśli ktoś tak długo żyje w grzechu, jak to było w moim przypadku, szatan łatwo go sobie nie odpuści. Droga powrotu bywa długa i bolesna. Ja teraz dopiero zaczynam się oczyszczać z całej nienawiści do Kościoła, ludzi, rodziny i Pana Boga, która tkwiła w moim sercu z powodu popełnianych grzechów.
W jaki sposób narastała w Pani ta nienawiść?
Jej podłożem i pierwotną przyczyną był brak miłości w dzieciństwie oraz wydarzenia, które bardzo mnie skrzywdziły: molestowanie i gwałt. Po tych wydarzeniach zaczęłam nienawidzić wszystkich i wszystkiego. To były drzwi, które pozwoliły szatanowi wejść do mojego serca i zasiać tam spustoszenie. Prawda jest taka, że jeżeli ktoś żyje w grzechu ciężkim, zagłuszając głos własnego sumienia, sam widok osoby, która żyje inaczej, piękniej i lepiej, jest dla niego bardzo denerwujący. Spotkanie księdza czy zakonnicy, których widok przypominał o Bogu i zasadach moralnych, powodowało, że widziałam, iż jestem w jakiś sposób brudna. Choć przychodziły chwile opamiętania i refleksji. Pamiętam taką sytuację, kiedy wróciłam do domu i zastałam swojego ówczesnego narzeczonego z kolegami, którzy wciągali kreski kokainy z książki o Janie Pawle II. To było dwa tygodnie po śmierci papieża. Sama nie wiem, dlaczego tak mnie to wtedy zabolało. Przecież Kościół był mi wówczas obojętny. Ale ten człowiek był tak dobry i święty i dopiero co umarł! Spojrzałam na narzeczonego, którego przecież kochałam, i zobaczyłam śmiejącą się małpę. A później zrozumiałam, że jestem taka sama. Nie ma dla mnie żadnych świętości. Nie chciałam taka być. Coś mi mówiło, że gdzieś istnieje lepsze, bardziej wartościowe życie.
Co się zmieniło? Jak teraz patrzy Pani na osoby konsekrowane i kapłanów?
W tej chwili mieszkam z siostrami we wspólnocie w Medjugorie, dużo też rozmawiam z księżmi. Jeśli miałabym opisać swoje obecne uczucia wobec nich, powiedziałabym, że czuję ogromną wdzięczność za to, co dla mnie zrobili. Widzę, że codziennie pomagają zagubionym osobom, takim jak ja. Dają swoim życiem ogromne świadectwo. Świadomie decydują się na ubóstwo, rezygnują z kariery, z wielu przyjemności. Dziękuję im za tę odwagę, którą się wykazali, kiedy odpowiedzieli na wezwanie Jezusa, co nie jest w dzisiejszym świecie proste, i poszli za Nim.
Co Pani myśli o atakach na Kościół, od których roi się we współczesnych mediach?
Myślę, że księża też są ludźmi. Nie są wolni od grzechu i słabości. Kiedy się żyje obok nich na co dzień, widać to wyraźnie. Szatan jest bardzo cwany. Codziennie czeka na okazję, żeby doprowadzić kogoś do upadku. Kusi kapłanów tak samo jak świeckich i czasem mu się udaje. A mimo to większość kapłanów, których znam, żyje w zgodzie z Ewangelią. Jeśli chcemy mieć świętych kapłanów, powinniśmy modlić się za nich, a nie krytykować.
Jak to się stało, że Pani, modelka i celebrytka, zdecydowała się napisać książkę o głębokim nawróceniu?
Początkowo nie chciałam pisać o nawróceniu. Gdyby ktoś mi powiedział, że napiszę choć słowo o Panu Bogu, że będę głosić świadectwa w kościołach, powiedziałabym, że zwariował. Chciałam napisać historię dziewczyny z ubogiej rodziny, której zawsze wszyscy powtarzali, że jest nikim, a ona mimo to osiągnęła sukces i sławę. To miała być opowieść o tym, żeby nie bać się realizowania marzeń. Bo ja zawsze chciałam być modelką. Jednak prawda jest taka, że choć to się spełniło, nie byłam szczęśliwa. Żyłam w sztucznym świecie wśród udawanych relacji. Okazało się, że ta książka, która miała być świadectwem mojego sukcesu, pokazała mi prawdę o mnie samej. Mój wydawca postawił mi warunek: wydam twoją książkę, jeśli pojedziesz ze mną do Medjugorje, czyli miejsca objawień Matki Bożej. Cóż było robić, pojechałam, choć byłam pewna, że całe te objawienia to jakieś oszustwo księży wymyślone po to, by wyciągać pieniądze od ludzi. A tam rzeczywiście Bóg dotknął mojego serca, pokazał mi moje życie we właściwym świetle. Tak rozpoczęła się moja droga z Jezusem. Myślę, że książka była tak naprawdę pułapką Pana Boga, żeby mnie wreszcie złapać i dać mi nowe życie.
Wraz z o. Renzo Gobbim założyła Pani Ruch Czystych Serc, promujący wstrzemięźliwość seksualną do czasu zawarcia sakramentalnego małżeństwa. Jak to się stało?
Już w Medjugorie odczułam, że Bóg wzywa mnie, bym porzuciła rozpustny tryb życia i złożyła mu przyrzeczenie życia w czystości. Kiedy poznałam o. Renzo, powiedział mi o amerykańskim ruchu promującym czystość. Bardzo mnie to zainteresowało, ale kiedy zaproponował, byśmy zrobili coś takiego we Włoszech, myślałam, że żartuje. Jednak kiedy powiedziałam Bogu i tej inicjatywie „tak”, byłam w szoku, widząc, jak szybko wydarzenia następowały po sobie. Cuda działy się każdego dnia, czułam, że jestem przez Boga prowadzona i że to On, a nie ja czy o. Renzo, jest prawdziwym autorem Ruchu. W tej chwili do Ruchu należy 7 tys. młodych ludzi.
Dlaczego życie w czystości jest Pani zdaniem tak istotne?
Wielu młodych mówi dziś: musimy współżyć ze sobą, żeby się dobrze poznać. Tymczasem to właśnie życie w czystości daje szansę na poznanie osoby, z którą wiążemy się na całe życie. Seks wywołuje emocje tak silne, że przesłaniają wszystko. Jeśli zawrzemy związek małżeński pod wpływem namiętności, któregoś dnia, kiedy namiętność się wypali, obudzimy się obok obcej osoby. Odkryjemy, że seks to nie wszystko, ale będzie już za późno. Kto będzie cierpiał najbardziej? Oczywiście dzieci. Dlatego mówię młodzieży: zaproponujcie swojemu chłopakowi czy dziewczynie życie w czystości. I wtedy młodzi mówią: nie mogę tego zaproponować, bo wtedy on lub ona mnie zostawi. A ja pytam: czego jest to dowodem? Że ta osoba cię kocha? Czy raczej, że chciała się tylko zabawić twoim kosztem? Czystość jest prawdziwą próbą miłości. Jezus powiedział: miłujcie się tak, jak Ja was umiłowałem. A szatan mówi: kochajcie się, jak sami chcecie. A raczej używajcie siebie nawzajem. Mężczyźni z mężczyznami, kobiety z kobietami, w trójkątach lub czworokątach, byle było wam przyjemnie. Tylko że to nie jest miłość. Początek tej drogi wygląda obiecująco, a na jej końcu są samotność, zranienia i rozpacz. Porzucone i zabite w wyniku aborcji dzieci, mężczyźni i kobiety w depresji.
Wielu młodych używa argumentu, że życie bez seksu jest wbrew naturze.
Słyszałam o tym, że ludzie umierają z głodu czy z pragnienia, ale nigdy nie było przypadku, żeby ktoś umarł z braku seksu. To jest jakaś kosmiczna bzdura, kolejne kłamstwo, którym karmi młodych ludzi szatan. Seks jest tylko dopełnieniem relacji. Jeśli jest jej sednem, coś tu jest nie tak.
Co Pani daje życie w czystości?
Jezus powiedział: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. I to tak właśnie jest. Dzięki temu, że nie jestem targana namiętnościami, że zmyłam z siebie cały ten brud, mogę być bliżej Jezusa, lepiej Go usłyszeć. Grzech naprawdę odrywa nas od Boga. Poza tym zmieniły się moje relacje z mężczyznami. Teraz rozmawiając ze mną, koncentrują się na mojej osobie i na tym, co mówię, a nie na moim ciele. Dzięki temu, że mężczyźni wiedzą, że mogą ze mną tylko porozmawiać, zrzucają maskę „macho”, nikogo nie udają. Są bardzo otwarci, mówią to, co myślą. Odbyłam z nimi wiele głębokich rozmów, nawiązałam piękne przyjaźnie. Zdradzę też sekret, że niedawno się zaręczyłam. Mój narzeczony także jest członkiem Ruchu Czystych Serc. Nasze małżeństwo oprzemy na Bogu.